czwartek, 3 października 2013

Homecoming

Homecoming, Homecoming... - cóż to takiego właściwie? Wymieńcy i wszyscy śledzący blogi na pewno wiedzą i ja również zakładałam, że jest to wiedza powszechna. Ale nie do końca tak chyba jest, więc przyda się słówko wyjaśnienia dla tych, co jeszcze tak nie wsiąknęli w amerykańską kulturę ;-)
W skrócie to tradycja w high school i w collage'u, kiedyś wiązała się właśnie z powrotem do szkoły, spotkaniem ansolwentów, uczniów i ogólnie świętowaniem początku roku, teraz odbywa się on po prostu w pierwszych miesiącach szkoły i niewiele ma wspólnego z końcem wakacji. Przez tydzień w szkole dużo się dzieje, są tzw. "Spirit days", każdy dzień zakłada inne przebranie; w piątek oczywiście wszyscy idą na mecz footballu a w sobotę, wielkie wydarzenie - Homecoming dance!
Czyli dziewczyny kupują suknie, sukienki i wkładają szpilki, chłopcy w koszulach i z krawatami...
...i jak to w szkole, dyskoteka na sali gimnastycznej, tak dla kontrastu z tymi strojami.

W poniedziałek szkoła była więc fantastycznie przystrojona - motywem przewodnim było "Raiders through the decades", (te dekady zaczynały się w latach 70-tych, ale wiadomo, że oni mają zaburzenie czasu i przestrzeni) i każdy korytarz był kolejnym dziesięcioleciem. Niezbyt podobały mi się motywy przebierania, jak czytałam relację z innych szkół to u nas nuuuda. I nie posiadam wielu koszulek z mojej "Middle school" na przykład! Ale starałam się coś wykombinować codziennie. Znalazłam nawet T-shirt z Michigan State University na dzień collage'u w mojej garderobie i go zgarnęłam. Cicho szaaa ;-)



W piątek obowiązkowo dołączyłam do zafascynowanych dziwacznym sportem nastolatków. Przebranie w stylu "Breakfast club", czyli dowolny kostium. Ja z Sam z Fall Play zostałyśmy kowbojkami - to jedyny kostium, który posiadam. 




A football... Jej, wspaniałe. Pojęłam już ogólne zasady, ale wciąż jest to dla mnie wyłącznie bieganie z jednego końca boiska na drugie połączone z robieniem słynnej "kanapki", bądź też regularnym wrestlingiem. Ale cóż. Ach, i tak w ogóle to ci gracze footballu, przedstawiani jako gwiazdy szkoły w filmach, w większości (!) mogliby zrzucić parę kilo...! Więc dziewczyny - nie ma co oglądać się za footballistami! Ach, i chłopaków z cross country też wykreślcie z listy. Uwielbiają zdejmować koszulki jeszcze przed bieganiem, a chwalić się mogą... Cóż, obfitym poceniem co najwyżej ;-)

Jeśli chodzi o potańcówkę (to słowo wydaje się lekko nieodpowiednie, ale jak "through the decades"...) - u nas w szkole w tym roku sprawy potoczyły się trochę... Inaczej. Nowy dyrektor wprowadził zasadę, która zupełnie wytrąciła z równowagi amerykańskie nastolatki.
"Face to face" dancing.
Dla nas to... Normalne. Ale dla nich była to rewolucja kompletna, że dziewczyna nie może jak w nocnym klubie ocierać się o chłopaków. 
Większoć osób stwierdziła, że nie idzie i koniec (mój h-brat zoorganizował boys sleepover). Oczywiście powstało natychmiast przyjęcie anty-Homecoming (w największym domu w Indianie! Bogaaaaczeee) u jakiejś dziewczyny, z profesjonalnym fotografem, biletami wstępu, DJ-em...
Można się domyślić, że szkolna inicjatywa nie cieszył się popularnością!
Do ostatniej chwili nie wiedziałam, czy idę czy nie idę, nie miałam partnera, który jest raczej ważny na takim balu i wahałam się do czwartku. Czyli bardzo mądrze :-)
Wreszcie zapytałam jedną dziewczynę na próbie Fall Play czy może ona idzie, no bo, em, ja to jestem exchange student i tak bardzo bym chciała... 
Ustaliłyśmy, że dołączę do jej grupy znajomych.
I jeszcze pójdziemy razem na mecz, bo ja nie mam podwózki, a ten amerykański football tak mnie fascynuje...
Potem wyszło, że jej znajomi wolą drugą imprezę i skończyło się na tym, że szykowałyśmy się u mnie, zjadłyśmy skrzydełka, które zamówili dla chłopaków (sądzę, że pól kurnika straciło życie na rzecz tych mięsożerców) i moi host rodzice odwieźli nas na bal. Partner Sam miał nas zabrać do restauracji, ale do końca Homecomingu nikt nie przyszedł go zwolnić z pracy. Więc troszkę się posypało, ale i tak starałam się dobrze bawić. Chociaż przykre, że kiedy tam dojechałyśmy parking był prawie pusty i ludzie wychodzili na "prawdziwą imprezę".








Oczywiście nie wyjechałyśmy za wcześnie ("Marta, we are not FRESHMEN!"), przecież trzeba zrobić wejście. Jednak dominowali pierwszoklasiści i na pewno byłyśmy najbardziej szalonymi tancerkami na parkiecie! I w związku z dobrym zachowaniem nastolatków, którzy zdecydowali się na normalne tańczenie zorganizują nam jeszcze jedną dyskotekę w zimie lub na wiosnę! Alleluja, grzeczne dzieci! 
Kiedy tylko dotarłam do domu przed 11:00 padłam na łóżko, wyciągnęłam z włosów całą (nie przesadzam) paczkę wsuwek i zasnęłam niemal od razu. 
Może nie wiecie wszystkiego, nie oceniajcie mnie surowo - sobota bez treningu zakładającego przebiegnięcie 8 mil w godzinę o poranku to dla trenera cc sobota stracona! 

4 komentarze:

  1. Jej, wiesz, że w mojej marylandziej szkole też jesteśmy Raiders? Pjona!
    :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Co by tu wymyślić, co by tu wymyślić na homecoming w czerwcu 2014...?!

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie wiadomo czy będzie coool czy passe:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Marta!
    dzięki za kaganek ooświaty... nie kojarzyłam wogóle powagi homecoming.

    Podziwiam szeoki amerykański plan uśmiechu!

    nie umiem się zalogować - CiAsia

    OdpowiedzUsuń