sobota, 1 marca 2014

Senior night


Powróćmy do pływania!



Może to trochę daleka już wędrówka w czasie, ale uświadomiłam sobie, że nie napisałam ani słówka o mojej senior night w drużynie pływackiej. A było to wydarzenie bardzo ważne i ostatecznie kończące sezon. Co to jest senior night? Dla nie zaznajomionych z kulturą amerykańskich sportów, ostatnie zawody, które drużyna gości w swojej szkole są bardzo istotne dla wszyskich, którzy kończą karierę w high school. To niesamowite, jak bardzo emocjonują się ostatnimi zmaganiami na znajomym boisku, torze czy w basenie. Zawody z normalnej rywalizacji przeradzają się w wielkie święto seniors, którzy ocierają łzy, pozują do zdjęć i uczestniczą w tym, co przygotowali dla nich młodsi koledzy i rodzice.
Oczywiscie drużyna pływacka króluje w takiego typu obchodach, ale nasza senior night była przesuwana dwa razy z powodu śniegu i sezon dziewcząt skończył się bez tego wydarzenia! Na szczęście udało nam się ją przełożyć na zawody chłopców - mnie akurat ze słynnymi palcami nie przeszkadzało, że nie mogę pływać. Zgodnie z tradycją wszystkie siedem "najstarszych" przeistoczyłyśmy się w księżniczki, dostałyśmy T-shirty, spódniczki i diademy, każda ze swoją ulubioną disneyowską księżniczką. 


Na naszych plakatach wszyscy członkowie drużyny umieścili swoje podpisy i miłe słowa. 

Głośniej niż zwykle kibicowałyśmy chłopakom, a w połowie zawodów każda została wyczytana i przeszła z rodzicami brzegiem basenu i przez tunel pływaków. Uściskom nie było końca!
Kiedy tylko został ogłoszony wynik i przeciwna drużyna zniknęła w szatni, trenerzy zostali wepchnięci bezpardonowo do wody. Seniors miały zaszczyt zemścić się na głównej trenerce. Reakcją łańcuchową wszyscy (oprócz mnie) błyskawicznie znaleźli się w basenie. 


A potem był tort, lody, przemówienia, zdjęcia i uroczyste wręczenie żółtych kaczuszek - ja otrzymałam małą Patty. Dumnie siedzi teraz na półce w moim pokoju. 


To była wyjątkowa noc, choć nie udało mi się uronić ani jednej łzy. Starałam się bardzo, wykrzywiałam i myślałam o tym, jak to mi smutno, ale wcale nie czułam przygnębienia. Pływanie było dla mnie wielkim wyzwaniem i teraz, kiedy trochę stresuję się troszkę przed początkiem biegania, czyli Trackiem, muszę sobie przypominać, że po tym, co udowodniłam sobie starciem z basenem nie ma dla mnie nic strasznego! 






Nie mogę uwierzyć, że rzeczywiście chodziłam na treningi o 6:00 nad ranem, sześć dni w tygodniu wskakiwałam do lodowatej wody i codziennie pokonywałam kilkanaście kilometrów pod wodą. Nie pachnę już chlorem i dawno nie byłam w okolicy korytarza, na którym rozciągałam się o poranku, czy szatni, w których spędziłam tyle czasu. Cieszę się tym, co mi dało - przede wszystkim znajomych! Uwielbiam wszystkie seniors, z ktorymi dzielę teraz tak wiele wspaniałych wspomnień. Wracając do ciemnego listopada wiem również, że ostatecznie to pływanie pomogło mi przystosować się do życia tutaj, zająć myśli i pozbyć się obezwładniającego uczucia zagubienia. Zaczęłam gdzieś przynależeć i zajęty plan dnia Newtonów nie przeszkadzał mi już tak dotkliwie. Ale co by nie mówić, nie chciałabym, aby ten sezon trwał przez cały rok... Kilka miesięcy stanowczo wystarczy! Było wiele miłych momentów, satysfakcjonujących treningów, dumy z pierwszych skoków i udanych wyścigów, był pot i powtarzanie, że to już ostatni trening i kończę z tym. 
A teraz mogę spotykać się z koleżankami pływaczkami bez mokrych włosów i spływającej maskary i błagania o śmierć w oczach.




1 komentarz:

  1. ojejejej masz Wrocław na swoim plakacie <3 ślicznie wyglądasz w rozpuszczonych włosach :)

    OdpowiedzUsuń