Rano zaczyna robić się coraz ciemniej, nie ominie mnie wstawanie w egipskich ciemnościach, które tak uwielbiam! Budzę się 5:55, wstaję i bez chwili zwłoki wkładam na pidżamę spodnie dresowe i ciepły polar. Szok termiczny po opuszczeniu mojej wysokogórskiej bazy (gdzie leżę pod dwoma kołdrami) prawdopodobnie by mnie zabił, gdyby nie to błyskawiczne działanie! Potem sunę na dół. Zapalam wszystkie światła pod drodze, bo nie pamiętam, które to te WŁAŚCIWE, nastawiam wodę w czajniku, oczywiście nie elektrycznym, bo mają go właściwie tylko do dekoracji - taki ładniutki, niebieski, ale zupełnie nieprzystowsowany do używania przez zakochanych w herbatce o poranku europejczyków. I rzecz jasna szykuję sobie ukochaną owsiankę.
Do szkoły mamy niecałe 5 minut, ale wyjeżdżamy punktualnie o 7:50, bo jako że host mama pracuje w szkole, musi tam być wcześniej. Więc siedzę sobie u niej w biurze trochę, co nie jest najgorsze, bo powolutku, bez spinania się wkraczam w szkolną rutynę...
Zaczęłam też szykować sobie mój własny luch.
Tam-dam-dam, proszę o fanfry, werble i burzę oklasków. Wspaniale, już słyszę ten entuzjazm. Ukłonię się nisko i z dumą.
Przezwyciężam lenistwo i wieczorem przez dłuuugi czas penetruję lodówkę i zapełniam mój amerykański lunch box różnymi pysznościami, czyli szykuję paczuszki warzyw, owoców, orzechów czy kanapeczek. Dziś miałam sałatkę z wczoraj, którą podrasowałam ;) Uważam to za personalny sukces, zobaczymy, czy mi się to nie znudzi, szczególnie, że moje konto lunchowe zostało doładowane... Hm, test osobowości!
Co się u mnie dzieje oprócz opracowywania codziennych rutyn?
Wczoraj poszłam na pierwszy prawdziwy work-out na cross country, czyli czysty ból i niesamowita satysfakcja po ciężkim treningu. Robiłam tylko połowę powtórzeń, bo inaczej mogłabym
a) zacząć biec w przeciwnym kierunku krzycząc w dzikim amoku, zamroczona bólem
b) położyć się na środku trasy i zostać wgnieciona w ziemię przez stado dzikich biegaczy
c) reagować nerwowo na dźwięk słowa „bieganie” do końca życia.
Jestem więc wdzięczna trenerom za wyrozumiałość... Udało mi się jednak osiągnąć cel i za każdym razem polepszyć swój czas - mogę być z siebie naprawdę zadowolona! I za każdym razem jest ktoś, kto może mnie podwieźć, bo mój dom jest niedaleko kilku ludzi z drużyny.
A dziś na mojej szafce pojawił się znak przynależności do drużyny! Sportowcy zwykle mają przystojnego szafki, ale gdy wkroczyłam do szkoły rano byłam w szoku :-)
W domu mamy też wielki kalendarz, w którym każdy wpisuje, co ma po lekcjach, kiedy potrzebuje podwózki i oni zawsze starają się dzieciaki odbierać ze wszystkiego. Ja też otrzymałam swoją linijkę z literką M i mogę zacząć pracować nad wypełnianiem jej!
A wieczorem w środę rodzinną tradycją jest oglądanie dwóch seriali – „Middle”, komedia o rodzinie, która mieszka w Indianie...
....oraz mój najukochańszy Modern Family, chociaż jakaś 62863 seria, podczas gdy ja z rodzicami zatrzymałam się w prehistorii. Poza tym oni głównie oglądają sporty, jest jakieś pięć tysięcy sportowych kanałów i zawsze jest mecz w ligach uniwesyteckich, międzynarodowych i ogólnie....wszystkich istniejących.
Jestem pewna, że mają też kanał z eskimosami grającymi w ice hockey.
Zmieniłam mój plan. ZNÓW. Wiem, wiem, jestem mistrzem decyzji. Moja host mama umówiła mnie na spotkanie z innym, znajomym councellorem, bo moja jest zupełnie nowa i chociaż rozpływa się w uśmiachach jak czekolada w rondelku, jest bardzo mało pomocna i nie rozumie chyba istoty wymiany. W każdym razie podczas gdy moja osobista pomoc powiedziała mi „Porozmawiaj z nauczycielami, może uda ci się dostać do tej klasy”, druga naprawdę umieściła mnie tam, gdzie chciałam się znaleźć. Teraz znów kręcę się po szkole zagubiona i jako że mój plan przeszedł zupełną rewolucję, mam lekcje z zupełnie nowymi nauczycielami. Wszysko jednak na najniższych poziomach i po prostu... Generujące małe ilości stresu. Nie oszukujmy się, że polskiego materiału i tak nie będę tu robić. Zaczynam więc niezmiennie z US history...
... A potem:
English 11 GENERAL ( koniec z Academic, czytanie Huckelberrego po nocach na marne, ale teraz więcej luzu)
Spanish II (z inną grupą, w której jest też... Mój host brat! Dziwne!)
Geometry GENERAL
Lunch
Advanced Nutrition and Welness => Cooking
Theatre Arts
Study Hall
Na matematyce dostałam A z testu, 105% juhu! (Tak, -0 punktów, jak widać... Serio, oni zawsze piszą -0 przy dobrych przykładach!)
Musiałam też pójść i napisać test z angielskiego ze wszystkimi, którzy wyemigrowali itd., czy nie potrzebuję pomocy. Zamieszczam zdjęcia słynnego "pass", czyli przepustki na przejście korytarzem w czasie lekcji...
A po lekcjach treningi cross country i spotkania do Fall Play. Zamiast 3 prób na razie będę chodzić na 1 w tygodniu, bo moja rola nie jest taka duża (właściwie, to jest... malutka), a zależy mi też na byciu w drużynie. Więc staram się nie być zbytnio rozczarowana, że na wielkich popisów aktorskich nie będzie.
Wygląda na to, że nie tylko Twój mózg, ale i cała reszta wkracza na właściwe tory. Cieszymy się!
OdpowiedzUsuń