niedziela, 1 września 2013

Fall Play

Co roku w szkole, jak to w Ameryce, musi być przedstawienie. Tutaj wystawiany jest musical na wiosnę i tzw. Fall Play, czyli nic innego, jak jakaś sztuka (w okresie jesiennym). Zobaczyłam jakieś informacje o niej przy przeglądaniu listy klubów, a potem dowiedziałam się więcej od młodzieżowego reżysera, którym okazała się być dziewczyna z mojego angielskiego. Poszłam na zebranie wstępne i zapisałam się na przesłuchania, dogłębnie przerażona, ale niestety, w mojej sytuacji człowiek musi walczyć z tym swoim strachem i pchać się do wszystkiego... Nie podoba mi się to trochę, ale tak widać być musi.
Przez ten tydzień, jak można się domyślać, miałam mnóstwo rzeczy na głowie i naprawdę niewiele czasu, żeby przeglądać scenariusz. Nie miałam pojęcia, jaką rolę wybrać i jak to w ogóle wygląda... No bo przecież w tych wszystkich filmach (o tak, High School Musical pokazuje dość przerażające przesłuchania) na casting przychodzą szkolne gwiazdy i wybitnie utalentowani aktorzy, a nie exchange studenci z akcentem i przytłaczającymi problemami.
W końcu zdecydowałam startować do roli dorosłego w czwartek i ucznia następnego dnia, żeby zmaksymalizować swoje marne szanse. Najbardziej pasowała mi partia szalonej i entuzjastycznej nauczycielki muzyki z Francji (o tak, obcokrajowcy z akcentami...) i to z tą rolą prezentowałam się na castingu...
Po lekcjach musiałam pójśc w okolice audytorium, wszyscy aktorzy zebrali się w sali obok. Tam wypełniliśmy różne dokumenty o tym, o jaką rolę się staramy, czy chcemy być wzięci pod uwagę do innych itd., a potem było już tylko czekanie... Nie miałam szansy zobaczyć przesłuchań innych, zostałam tylko poproszona z grupą innych osób do mojej scenki. Wyszłam więc na scenę, zarzucając ulubioną, długą spódnicą, pomyliłam się trochę i wyszłam bez specjalnego zadowolenia z siebie.
W piątek mój nastrój nie był najlepszy, miałam ochotę bardziej płakać, niż szaleć z entuzjazmu na scenie, miałam łzy w oczach czytając maile i myślałam tylko o tym, że po wszystkim pojadę do zupełnie obcego domu i nie mam pojęcia, jak to będzie...
Ale udało mi się zupełnie nie zawalić sprawy (uśmiechać...) i nie rozpaczać przed jury.
Kiedy przyszłyśmy na mecz zaczepiły mnie dwie dziewczyny z przesłuchań i powiedziały, że...
 "JEST!!!" 
Jest co dokładnie? Lista.   Lista obsady.
Strasznie nie chciałam iść i na nią patrzeć. Po co psuć sobie popłudnie i potem zastanawiać się, czy dołączyć do obsługi technicznej, czy zrezygnować. Hm zaciągnęła mnie jednak do środka i... Zafundowała mi potem pyszny karmelowy mrożony jogurt.
Zaczynam próby w czwartek, dostałam rolę nauczycielki muzyki! Wczoraj świętowałam, dzisiaj łapią mnie już trochę nerwy, jak ja sobie z tym wszystkim poradzę i jeszcze pogodzę treningi cross country, które właśnie zaczęłam, z próbami... Nie chcę być zbytnio przytłoczona i skoncentrowana na jednym, przecież jeszcze interakcja z hostami, szkoła i gdzieś pomiędzy kontakty z rodziną. Ale szykuje się mała przygoda :-)

1 komentarz:

  1. SUPER!
    Napisz coś więcej o przedstawieniu i próbach:)

    OdpowiedzUsuń