Pojechałam z dziewczynami do restauracji, one siedzą i robią lekcje, a ja zamista nadrabiać moje zaległosci w czytaniu lektury postanowiłam coś napisać ;-)
Wczoraj, jak pisałam, przyjechały uniwersyteckie dzieci i zorganizowały rodzicom przyjęcie niespodziankę z okazji rocznicy ślubu. W w barze, więc oczywiscie nie mogliśmy tam wejść wszyscy, bo od 21 lat... Wzięliśmy więc ich gigantycznego (nie żartuję, zamieszczę zdjęcie tego potwora) vana i pojechaliśmy do restauracji. Wzięłam tzw. Calzone, czyli taki dziwny chleb wypełniony czym się chce. Wybrałam szpijak, fetę, oliwki i suszone pomidory. Naprawdę pyyyycha :-) Nie do końca jednak dobrze się bawiłam, cała zmiana rodziny jest stresująca i dziwna. Oni są bardzo mili itd., ale i tak odkrywał ich styl życia, wady, zalety, możliwe problemy. Chociaż oczywiście jestem bardzo zadowolona i mam w sobie troszkę tego entuzjazmu, dzisiaj na pewno wiele więcej, mimo braku tego tak strasznie potrzebnego internetu.
--> oto właśnie mój wczorajszy obiad
Dziś też musiałam wstać o 7:00, ubrać się i do kościoła! Zostałam poinstruowana, żeby nic nie jeść przed wyjściem i po mszy pojechaliśmy wszyscy do restauracji śniadaniowej.
Były panie dolewające kawę i wspaniale menu ze wszystkim, co można sobie wymarzyć na śniadanie. Stwierdziłam, że pal licha kalorie i wziięłam "Apple Crumble Toast", czyli testy francuskie z jablkami, cynamonem, kruszonką i syropem klonowym. I do tego pyszna kawa z odrobinką śmietanki...!
Jestem wielką fanką śniadań i to zrekompensowało mi troszkę wstawanie tak wcześnie rano.
Czyż nie wygląda pięknie?
Potem pojechałyśmy z h-mamą i dziewczynami na zakupy i udało mi się wreszcie kupić parę rzeczy, choć trochę bardziej na zimę i sportowe. Czuję się tak biednie z ubogą kolekcją ubrań...
Dzisiaj miał być grill, ale pogoda niespecjalna, więc zrobimy go w domu. Zamierzają pokazać mi s'mores, czyli przysmak z marshmallowsami, na pewno zamieszczę zdjęcia. Oczywiście słodyczy, nie mnie, bo czuję, że będę grubnąć. Dziś nie powinnam chyba patrzeć na kalorie...
Nie wiem, kiedy następnym razem będę mieć internet, chyba jeszcze kilka dni będę cierpieć. To potwornie uczucie, nie mieć przynajmniej tego poczucia pozostawania w kontakcie z Polską, światem... Nawet nie mogę otworzyć w domu słownika. Akurat nagle go potrzebuję w takich momentach!
Oh, baby, chyba jesteś uzależniona od Internetu ;) a może od rodziny? :)))
OdpowiedzUsuńJaki fantastyczny pokój, właśnie obejrzałam na dole zdjęcia! Meble są piękne, a ten kącik przy oknie wygląda na baardzo przytulny :) Choć się nie znamy, trzymałam za Ciebie kciuki i cieszę się, że udało Ci się zmienić HF. Z całego serca życzę Ci, żeby teraz wszystko układało się po Twojej myśli i żebyś mogła po wymianie powiedzieć "tak, to był właśnie "Best year of my life".
OdpowiedzUsuńMoże to zabrzmi trochę brutalnie, ale w tym momencie może i jest lepiej, że nie masz nieograniczonego dostępu do internetu, czyli do znajomych i rodziny w Polsce przez skype itp. Udało Ci się pokonać ten trudny 3tygodniowy etap samej, podziwiam Cię za dzielność i masz już z czego być dumna. Ale z doświadczenia powiem Ci, że choć w jednym momencie bardzo życzysz sobie, by móc usłyszeć głos rodziców, porozmawiać z nimi, otrzymać słowa otuchy lub poradę - często powoduje to rozczulenie i homesickness powraca ze zdwojoną siłą... A po drugiej stronie oceanu bliscy zamartwiają się jeszcze bardziej, bo wiedzą, że nie są w stanie Ci w tym momencie pomóc.
Trzymaj się, wszystko będzie dobrze, musi! Bardzo dobrze, że nie tracisz entuzjazmu :)
Kochana przeczytałam Twoje notki z zapartym tchem. Nawet nie masz pojecia jak bardzo rozumiem kazde slowo ktore napisalas, bo sama spedzilam rok w Indianie. Trzymam za Ciebie mocnoo kciuki, nie poddawaj sie bo jestes warta miliony i dasz rade! Jak juz pisalas nie zostajesz tam wiecznie tylko kilka miesiecy :) jakbys kiedykolwiek chciala porozmawiac, potrzebowała czegos to służę pomocą, wal smialo! https://www.facebook.com/Marlena.Smogulecka albo marlena.smogulecka@wp.pl ;)
OdpowiedzUsuńWysyłam usciski!
Wczoraj byliśmy w restauracji śniadaniowej i miałam tak samo - "dziś kalorie się nie liczą" :D W końcu w Polsce nie zawsze się znajdzie takie rzeczy! Jak już dostałam wizę, to mam zamiar z niej korzystać we wszystkich aspektach!
OdpowiedzUsuń