niedziela, 18 sierpnia 2013

Pierwsze dni szkoły (troszkę z obowiązku)

Minęły trzy dni szkoły.
Trzy?
Naprawdę tylko trzy?
Czuję się, jakbym przebiegła prawdziwy maraton, trwający dzień i noc. Bez przystanków na wodę i banany! 
Moje emocje były... Intensywne. Wszystko się złożyło - sprawa rodziny, pierwsze trudne dni szkoły i wielkie niezdecydowanie - co z moim planem, jaka ma być moja rola tutaj. Z nagłym przerażeniem uświadowmiłam sobie, że znów daję się zapędzić w zupełnie bezsensowny szkolny wyścig. I nie do konca jeszcze wiem, jak wyluzować w szkole. ale nie za bardzo, bo przecież C muszę mieć.
Więc w koszu wylądowało duuużo chusteczek.
Pierwszy dzień szkoły miał być świetny. Kurczę, żółty autobus, kolejka przyjaciół gotowych do zawarcia przyjaźni, może jakiś łagodny wstęp do równie przyjemnej nauki (w końcu to AMERYKANIE?).
Wstałam o tej ciemnej i mroźnej 5:30, zjadłam owsiankę z wodą z braku mleka (nie polecam, to nie było wybitne przeżycie kulinarne) i ruszyłam z moim wyjątkowo chętnym do rozmowy towarzyszem na nasz autobus. I tak, założyłam sukienkę w ten lodowaty poranek. Teraz już wiem, że w Indianie lepiej chodzić w jeansach i swetrze! 
Z autobusu obserwowałam wschód słońca, jadąc przez szerokie pola kukurydzy i mimowolnie słuchając porządnego country, ktorego fanką okazała się oczywiście pani kierowca! 
A potem pamiętam tylko słowa kierowcy autobusu "Shoot for the moon and If you lose, you'll kandydatów among the stars"  i ściśnięty ze stresu żołądek.
 I gdzie ja, motyla noga, wylądowałam? 
Nie mogę sobie przypomnieć wszystkiego ze szczegółami. Latałam z klasy do klasy, ledwo mogąc unieść te wszystkie książki i próbowałam otworzyć moją szafkę (co opanowałam mniej więcej dopiero w piątek!)
Nie wiem, może szkoła w Indianie przygotowuje ludzi do zostania wybitnymi farmerami, w każdym razie to nie jest takie proste, łatwe i przyjemne.
Wróciłam z toną zadań domowych, mnóstwem zasad i wymagań i zapowiedzianymi testami.
Niestety nie mam wielu fun classes, bo nie były już dostępne (za późno, za późno...).
Moja szkoła okazała się na wyjątkowo wysokim poziomie, ludzie przemeldowują się, żeby posłać do niej dzieci. I ma wiele surowych zasad - żadnych, chyba że w absolutnej emergency (chyba zacznę pracować nad krwotokami...) przepustek do toalety w czasie lekcji, w czasie lunchu nie można opuścić stołówki i wiele innych.
I ja w tym wszystkim, zagubiona i z zaleceniem "traktować jak normalnego ucznia".
Chyba znów, po raz drugi zmienię mój plan, bo matma wciąż na nieosiągalnym poziomie... Nie mam bladego pojęcia, jak go logicznie ułożyć. Teraz mam już dość problemów, ale dopiero dziś pomyślałam tak naprawdę, że przecież nie wiem, co się ze mną stanie po powrocie!  Więc ze sciśniętym żołądkiem próbuję podjąć decyzję, czy wziąć kurs biologii, czy uczyć się czegoś innego na matmie, czy wziąć study hall. jak tylko myślę o kolejnym podejmowaniu decyzji w sprawie moich lekcji mam ochotę walić głową w ścianę. 
Nie wiem, nie wiem, nie wiem. Każdy radzi mi inaczej, a ja nie mam siły analizować opinii innych i szukać w moim zabałaganionym umyśle mojej własnej.
Nie powiem, zdziwiło mnie ta szkoła! To prawie koszary wojskowe...
Piszę tę notkę trochę z konieczności, bo przecież trzeba napisac coś o szkole. Zaczęłam ją tworzyć w piątek, ale z perspektywy tego wszystkiego, co teraz się dzieje, pierwsze dni w szkole wydają mi się naprawdę dalekie, dlatego przepraszam, że może nie jest zbytnio rozbudowana. 
Gubię się trochę w tym wszystkim i czuję się naprawdę przytłoczona. Jutro ostateczne poprawki planu i kolejne stresy, kolejne lekcje, kolejne starania... 
Mam nadzieję, że mimo wszystko moja droga troszkę się wyprostuje niedługo. Bo ile można żyć z pędzącym sercem, prawda?


7 komentarzy:

  1. jej, przykro mi, że tak to przebiega. naprawdę nie da się zmienić placementu? wiesz, my tam jedziemy się niby uczyć, ale tak naprawdę ta wymiana nie ma na celu poszerzenia naszej wiedzy, tylko dużo innych rzeczy, przyjaźnie etc

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Placement oczywiscie zmieniam, szukają mi rodziny. Niby wszystko wiem, ale mam pechowy, za ambitny charakter ;-)

      Usuń
  2. Ale co ze zmianą hrodziny? Jak wypadło spotkanie z koordynatorem?
    Zostaniesz w tej samej szkole?

    OdpowiedzUsuń
  3. “Shoot for the moon. Even if you miss, you'll land among the stars.”
    Coś w tym jest, no i pasuje do tych amerykańskich gwiazdek w tle...
    Uśmiechnij się! Będzie Ci tam tylko lepiej na tym Księżycu.us :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze przekręcę cytat! Spróbuję się uśmiechnąć przez te okropne łzy ;/)

      Usuń
  4. Głowa do góry maleńka! będzie lepiej, musi być :) trzymam za Ciebie kciuki :)

    OdpowiedzUsuń
  5. No właśnie głowa do góry i pędź jak niezwyciężona husaria pod Kircholmem przełamując szyki wrogiego ci świata!. ( Mam nadzieje że takie mobilizujące zdanie ci wystarczy).
    PS: blog jest na razie dosyć ciekawy.

    OdpowiedzUsuń